wtorek, 15 marca 2016

OSKARY I RECENZJA "SPOTLIGHT"


   Parę ładnych lat minęło od ostatniego wpisu na Das Butt. Ostatnim razem miałem polecać służbie więziennej, jakich filmów nie puszczać w celi Mariuszowi Kamieńskiemu. Cóż, czasy się zmieniły, nasz kochany Mariuszek został uniewinniony i ja też stwierdziłem, że może warto coś zmienić. Może spędzanie wieczoru na szukaniu kluczy do domu we własnych wymiocinach na śródmiejskim bruku, nie jest optymalnym zajęciem na każdą noc. Czasem przecież można zobaczyć jakiś cholerny film. 
   Poza pojedynczymi wyjściami do kina*, miałem długą przerwę w oglądaniu czegokolowiek i po powrocie mam nadzieje, że:
1/Woody Allen nie robi już filmów 
2/Polski Instytut Filmowy został wykupiony przez katerskiego szejka wielbiącego kaprofilię 
3/Joaquin Phoenix został okrzyknięty nowym Marlonem Brando 
4/piersi Jennifer Connelly znowu wyglądają jak w latach 90'

* pójść do kina to nie to samo, co na film (if you know what I mean**)
** oczywiście, że nie byłem z żadną dziewczyną. Oglądałem zwiastuny i patrzyłem jak się ludzie całują
Jennifer Connelly i plecy Dona Johnsona w The Hot Spot

   Powinienem zacząć od tego, co wydarzyło się w koreańskim i japońskim kinie, ale niestety te filmy nie "wychodzą" na mój magnetowid, a poza tym jestem leniwy. Zacząłem od obejrzenia tego, czego odpowiednikiem w świecie jedzenia jest mortadela, w świecie muzyki - Spice Girls, w świecie pornografii - redneck swinger party, w świecie nauki - Piotr Gliński. Tak, obejrzałem oskarowe filmy.


"Spotlight" reż. Tom McCarthy


   Pierwszym, ani też drugim, a nawet trzecim zadaniem filmu nie jest edukowanie społeczeństwa. Ten element może się gdzieś tam przewijać, ale bardziej jako dodatek, niż esencja. Film powinien stanowić niezależny byt i nie przejmować się tym, czy pokazuję prawdę, i jak bardzo jest brutalny czy demoralizujący. Jak zaczniemy przywiązywać wagę do takich rzeczy, jak to czy Żydzi faktycznie mogli być mordowani przez Polaków w tym konkretnym filmie***, to zbliżymy się niebezpiecznie blisko do przekonania, że wszystkie filmy powinny być fabularyzowanymi dokumentami. Powoduje to, mówiąc najprościej, nudę. 

*** tak, chodzi o twoją krytykę "Idy", ty mały nacjonalisto

  Oczywiście cała masa ludzi, nie jest w ogóle wrażliwa na piękno i są zmuszeni patrzyć na takie bzdury jak wartość edukacyjna filmu. Komisja oskarowa do najmniejszych nie należy (zdaje się, że ponad 5000 osób), także siłą rzeczy zasiada w niej sporo ludzi patrzących na filmy ze złej strony. W konsekwencji raz na parę lat wybierany jest film nie najlepszy pod względem warsztatu filmowego, za to z największym potencjałem na wprowadzenie jakiś zmian w życiu społecznym. Statuetka trafia do filmu walczącego z rasizmem, promującego mniejszości seksualne itd.  Wszystko jest w porządku, gdy idzie to w parze z jakością.

Spotlight, od lewej: Michael Keaton, Liev Schreiber, Mark Ruffalo, Rachel McAdams, John Slattery, Brian d'Arcy James

   Właśnie w tym roku wygrał film nienajlepszy. Walka była o całkiem słuszną sprawę, bo o osłabienie pozycji kościoła katolickiego, posiadającego zdecydowanie za dużo niekontrolowanej przez nikogo władzy. Tak jak życzę kościołowi jak najgorzej, tak "Spotlight", opowiadający o pedofilii księży jest gorszym filmem niż "Zjawa", "Pokój", czy nawet "Mad Max: Na drodze gniewu" albo "Ex Machina". 

Ekranowa mentorka Rachel McAdams
   Nie można odmówić "Spotlightowi" tego, że jest bardzo solidnym dziełem i pewnie w wielu słabszych oskarowo latach należałaby mu się statuetka.
   Najmocniejszą stroną filmu jest zgrabny montaż i dobra obsada. Mark Ruffalo dołożył do swojej kolekcji kolejną świetnie wykreowaną postać. Podobnie jak w "Zodiaku" czy "Foxcacher", Mark swoim zaangażowaniem i przywiązaniem do najmniejszych szczegółów w tworzeniu postaci jest niejako kotwicą, trzymającą widza w postrzeganiu całej historii jako wiarygodnej. Bez niego film nie zapraszałby widza z taką lekkością w zainteresowanie światem dziennikarzy, który nie należy przecież do najciekawszych środowisk.

   Świetny był też Liev Schreiber, odgrywający rolę dyrektora cyrku, tzn. gazety. Stary, poczciwy Batman (Michael Keaton) jak zwykle solidny, natomiast Rachel McAdams jak zwykle fatalna. Chociaż jak wspominam ją z "Pamiętnika", to zrobiła pewien postęp, coś jak Kaja Paschalska patrząc na odcinki "Klanu" z 2005 i z 2015. 

   "Spotlight" jest na tyle dobrze napisany i ładnie sklecony w montażowani, że oglądało go się z takim napięciem jakby bohaterowie używali noży a nie piór. Patrząc chociażby na inne oskarowe produkcje, spotlightowe zdjęcia ani dźwięk nie powalały na kolana. Podobała mi się za to scenografia - dziennikarze, księża i prawnicy wyglądali zupełnie tak jak w życiu - odpychająco.

   Całkiem zabawna sytuacja wynikła, gdy prezenter Teleekspressu, w obawie przed gniewem swoich katolickich przełożonych (albo samego Jezusa) powiedział, że "Spotlight" to film o "pedofilii w Bostonie", co szybko zyskało status największego niedopowiedzenia w historii polskich mediów.
   Oczywiście internauci (dlaczego jak pada to słowo to wyobrażasz sobie kogoś w białym skafandrze i plastykowym hełmie, a nie zarośniętego grubasa w białej podkoszulce brudnej od sosu pomidorowego) zareagowali (za kinomaniakiem):
"Lśnienie" - nieudane, rodzinne, zimowe wakacje
"Quo Vadis" - klasyk kina drogi
"Tajemnica Brokeback Mountain" - film o zdobywaniu szczytów, poprzez wchodzenie na nie tylnymi podejściami
"Lista Schindlera" - problemy w zarządzaniu zasobami ludzkimi w niemieckim przedsiębiorstwie rodzinnym

   Do zobaczenia w następnym odcinku, w którym mowa będzie o innych filmach 2015 roku m.in.: "Bone Tomahawk", "Nienawistna ósemka", "Ex Machina", "Pokój", "Zjawa".
Tony Rocky H.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz