Parę ładnych lat minęło
od ostatniego wpisu na Das Butt. Ostatnim razem miałem polecać służbie
więziennej, jakich filmów nie puszczać w celi Mariuszowi Kamieńskiemu. Cóż,
czasy się zmieniły, nasz kochany Mariuszek został uniewinniony i
ja też stwierdziłem, że może warto coś zmienić. Może spędzanie
wieczoru na szukaniu kluczy do domu we własnych wymiocinach na
śródmiejskim bruku, nie jest optymalnym zajęciem na każdą noc.
Czasem przecież można zobaczyć jakiś cholerny film.
Poza
pojedynczymi wyjściami do kina*, miałem długą przerwę w
oglądaniu czegokolowiek i po
powrocie mam nadzieje, że:
1/Woody Allen nie robi już filmów
2/Polski Instytut Filmowy został wykupiony przez katerskiego szejka wielbiącego
kaprofilię
3/Joaquin Phoenix został okrzyknięty nowym Marlonem
Brando
4/piersi Jennifer Connelly znowu wyglądają jak w latach 90'
* pójść do kina to nie
to samo, co na film (if you know what I mean**)
** oczywiście, że nie
byłem z żadną dziewczyną. Oglądałem zwiastuny i patrzyłem jak
się ludzie całują
Jennifer Connelly i plecy Dona Johnsona w The Hot Spot |
Powinienem zacząć od tego, co wydarzyło się w koreańskim i japońskim kinie, ale niestety te filmy nie "wychodzą" na mój magnetowid, a poza tym jestem leniwy. Zacząłem od obejrzenia tego, czego odpowiednikiem w świecie jedzenia jest mortadela, w świecie muzyki - Spice Girls, w świecie pornografii - redneck swinger party, w świecie nauki - Piotr Gliński. Tak, obejrzałem oskarowe filmy.
"Spotlight" reż. Tom McCarthy
Pierwszym, ani też drugim, a nawet trzecim zadaniem filmu nie jest edukowanie społeczeństwa. Ten element może się gdzieś tam przewijać, ale bardziej jako dodatek, niż esencja. Film powinien stanowić niezależny
byt i nie przejmować się tym, czy pokazuję prawdę, i jak bardzo
jest brutalny czy demoralizujący. Jak zaczniemy przywiązywać wagę
do takich rzeczy, jak to czy Żydzi faktycznie mogli
być mordowani przez Polaków w tym konkretnym filmie***, to zbliżymy
się niebezpiecznie blisko do przekonania, że wszystkie filmy
powinny być fabularyzowanymi dokumentami. Powoduje to, mówiąc
najprościej, nudę.
*** tak, chodzi o twoją
krytykę "Idy", ty mały nacjonalisto
Oczywiście cała masa
ludzi, nie jest w ogóle wrażliwa na piękno i są zmuszeni
patrzyć na takie bzdury jak wartość edukacyjna filmu. Komisja
oskarowa do najmniejszych nie należy (zdaje się, że ponad 5000
osób), także siłą rzeczy zasiada w niej sporo ludzi patrzących
na filmy ze złej strony. W
konsekwencji raz na parę lat wybierany jest film nie najlepszy pod
względem warsztatu filmowego, za to z największym potencjałem na wprowadzenie
jakiś zmian w życiu społecznym. Statuetka trafia do filmu
walczącego z rasizmem, promującego mniejszości seksualne itd. Wszystko jest w porządku, gdy idzie to w parze z jakością.
Spotlight, od lewej: Michael Keaton, Liev Schreiber, Mark Ruffalo, Rachel McAdams, John Slattery, Brian d'Arcy James |
Właśnie w tym roku wygrał film nienajlepszy. Walka była o całkiem słuszną sprawę, bo o osłabienie pozycji kościoła katolickiego, posiadającego zdecydowanie
za dużo niekontrolowanej przez nikogo władzy. Tak jak życzę
kościołowi jak najgorzej, tak "Spotlight", opowiadający o pedofilii
księży jest gorszym filmem niż "Zjawa", "Pokój", czy nawet "Mad Max: Na drodze gniewu"
albo "Ex Machina".
Ekranowa mentorka Rachel McAdams |
Nie można odmówić "Spotlightowi" tego, że jest bardzo solidnym dziełem i pewnie w wielu
słabszych oskarowo latach należałaby mu się statuetka.
Najmocniejszą stroną
filmu jest zgrabny montaż i dobra obsada. Mark Ruffalo dołożył
do swojej kolekcji kolejną świetnie wykreowaną postać. Podobnie jak w "Zodiaku" czy
"Foxcacher", Mark swoim zaangażowaniem i przywiązaniem do
najmniejszych szczegółów w tworzeniu postaci jest niejako kotwicą, trzymającą widza w
postrzeganiu całej historii jako wiarygodnej. Bez niego film nie
zapraszałby widza z taką lekkością w zainteresowanie światem dziennikarzy, który nie należy przecież do najciekawszych środowisk.
Świetny był też Liev
Schreiber, odgrywający rolę dyrektora cyrku, tzn. gazety. Stary,
poczciwy Batman (Michael Keaton) jak zwykle solidny, natomiast Rachel McAdams jak zwykle
fatalna. Chociaż jak wspominam ją z "Pamiętnika", to
zrobiła pewien postęp, coś jak Kaja Paschalska patrząc na odcinki "Klanu" z 2005 i
z 2015.
"Spotlight" jest na tyle dobrze
napisany i ładnie sklecony w montażowani, że oglądało go się z
takim napięciem jakby bohaterowie używali noży a nie piór. Patrząc chociażby
na inne oskarowe produkcje, spotlightowe zdjęcia ani dźwięk nie
powalały na kolana. Podobała mi się za to scenografia - dziennikarze, księża i
prawnicy wyglądali zupełnie tak jak w życiu - odpychająco.
Całkiem zabawna sytuacja
wynikła, gdy prezenter Teleekspressu, w obawie przed gniewem swoich
katolickich przełożonych (albo samego Jezusa) powiedział, że "Spotlight"
to film o "pedofilii w Bostonie", co szybko zyskało status
największego niedopowiedzenia w historii polskich mediów.
Oczywiście internauci
(dlaczego jak pada to słowo to wyobrażasz sobie kogoś w białym
skafandrze i plastykowym hełmie, a nie zarośniętego grubasa w
białej podkoszulce brudnej od sosu pomidorowego) zareagowali (za kinomaniakiem):
"Lśnienie" - nieudane, rodzinne, zimowe
wakacje
"Quo
Vadis" - klasyk kina drogi
"Tajemnica Brokeback Mountain" - film o zdobywaniu
szczytów, poprzez wchodzenie na nie tylnymi podejściami
"Lista Schindlera" - problemy w zarządzaniu
zasobami ludzkimi w niemieckim przedsiębiorstwie rodzinnym
Do
zobaczenia w następnym odcinku, w którym mowa będzie o innych filmach 2015 roku m.in.: "Bone Tomahawk", "Nienawistna ósemka", "Ex Machina", "Pokój", "Zjawa".
Tony Rocky H.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz