piątek, 11 lutego 2011

TOP3 - FILMY Z LESBIJSKIM MOTYWEM PRZEWODNIM















3.FUCKING AMAL

   Zaczynamy od filmu, który do tematu zabawiających się wspólnie dziewcząt podchodzi dość poważnie i dorośle. To znaczy nadal jest seksi, ale jest też trochę smutno i refleksyjnie. Z reguły jest tak, że jak nie-amerykanie zabierają się za robienie filmu o zbuntowanych nastolatkach to jest dobrze.
   A jak zabierają się za to Szwedzi (o których powiedziałbym, że robią najlepsze filmy w Europie, gdyby nie mój wyssany z mlekiem matki patriotyzm) to jest bardzo dobrze. Fucking Amal to historia pewnej laski, którą że tak powiem ciągnie dostłownie i w przenośni w pizdu, a w jej rodzinnej miejscowości – w Amalu, wszyscy chcą żeby wiodła dość chujowe życie. Film przyjemny, wciągający, angażujący i nieźle zagrany. Jeśli ktoś decyduję się na „kradzież” filmu z internetu to może zostać ukarany, a karą będzie przedzieranie się przez setki pornoli, które różnią się tylko jedną literką od naszego filmu (co prawda nie będzie aż tak źle jak w przypadku Blow z Johnnym Deppem, albo XxX z Vinem Dieselem).

2.HIGH TENSION

   Drugie miejsce należy do drugiego, po japońskim Audition, najlepszego filmu grozy na świecie (z całym szacunkiem dla Psychozy, Lśnienia i Ringu). Zarazem High Tension został jednogłośnym zwycięzcą mojego para-popcornowego konkursu na najlepszy lesbijski pocałunek ever.
   High Tension łączy klimat klasycznego horroru (coś złego goni coś bezbronnego, a my się boimy) z przerysowanymi scenami wywołującymi uśmiech/zgorszenie (onanizacja odciętym łbem?) i wychodzi mu to bardzo dobrze. Sukces filmu był dla utalentowanego, francuskiego reżysera Alexandra Aja przepustką do Holywood. Szkoda, że tak naprawdę był to pierwszy i ostatni udany film Aja, chociaż optymizmem napawa jego ostatnia, zabijająca śmiechem Pirania 3D. High Tension był dla mnie jedynie o tyle irytujący, że nie mogłem sobie przypomnieć skąd znam piosenkę, która leciała na samym początku. Okazało się, że to nic innego jak oryginalna wersja bardzo popularnego na wiejskich dyskotekach utworu „Straciłaś cnotę”, czyli włoskiego Sarà Perché Ti Amo.









1. BOUND

  Cudów nie ma (przynajmniej od 1920, kiedy to wąsaty człowiek na koniu doprowadził ze swoją armią do tzw. Cudu nad Wisłą) na pierwszym miejscu musiał znaleźć się debiutancki film braci Wachowskich. Historia dwóch kobiet chcących okraść mafię, aby móc zająć się w życiu już tylko tym, co sprawia im prawdziwą przyjemność – wzajemnym pieszczeniem swoich gorących ciał (szczerze w to wierze). Bound jest świetnie poprowadzony i biję na głowę późniejsze hity Wachowskich typu Matrix czy V for Vendetta. Bound urzeka prostotą. Cała akcja rozgrywa się praktycznie w dwóch pomieszczeniach, a nie można narzekać na brak napięcia, nieoczekiwanych zwrotów akcji czy naprawdę zabawnych dialogów. Genialny Joe Pantoliano tworzy postać, która na długo pozostaję w pamięci, podobnie jak niesamowita praca kamery. Obydwie laseczki: pasywniejsza i słodsza Jennifer Tilly oraz harda chłopczyca Gina Gershon, swoją grą nie porywają, aczkolwiek tworzą całkiem nieźle „uzupełniający” się duet. Jednak obie panie nie trafiły w gusta władz telewizji polskiej do tego stopnia, że postanowiono skrócić film o jakże istotną (szczególnie dla zaangażowanego widza) scenę łóżkowego zbliżenia ww. psotnic. Także, drogie dzieciaczki, nie oglądajcie telewizyjnej dwójeczki, która chce was oszukać – prędzej odwiedźcie już wujka muła lub allegro.


  Mieliśmy tu trzy filmy o związkach homoseksualnych, każdy przedstawiający temat z innej perspektywy (kolejno: miłość w codziennym życiu, miłość szaleńcza, miłość w otoczce sensacyjnej). Wszystkie trzy to debiutanckie filmy reżyserów, które pozwoliły im się wybić. Żaden z tych reżyserów nigdy już nie powrócił do tego tematu (nie jestem pewny Szweda, on robi dużo dziwnych filmów). Powód? Pewnie taki, że wielkie wytwórnie, z którymi zaczeli współpracować, wiedzą że nie jest to temat zapewniający kasowy sukces produkcji.

Tony Rocky H.

1 komentarz: