wtorek, 15 marca 2011

NAJLEPSZE SCENY MUZYCZNE. CZĘŚĆ II

6. Rocky – trening. Gonna fly now (Bill Conti)

  Rocky ma dwa mocne elementy – ścieżkę dźwiękową (skomponowaną głównie przez Billa Contiego) oraz hipnotyzujące właściwości, które sprawiają że ma się ochotę wstać z fotela i zacząć ćwiczyć.



5. Pulp Fiction – heroinowy trip przy Bullwinkle (The Centurians)

  Kolejna scena związana z przyjmowaniem Hery. Filmowcy często posiłkują się muzyką do opisania tej nieopisywalnej (podobno) bomby. A Vincent po tym, jakby nigdy nic, na pełnym luzie idzie na pierwszą randkę.




4. The good, the bad and the ugly – Ecstasy of gold (Ennio Morricone)

  Mistrzowska kompozycja do, zrobionego z jajem, włoskiego westernu Sergio Leone. Ecstasy of Gold w The good, the bad and the ugly zagrzewa do meksykańskiego pojedynku, tak jak na koncertach Metallicy zagrzewa do Creeping Death. Chwała dla Ennio Morricone!


3. Czas Apokalipsy – intro z The end (The doors)

  Film Francisa Forda Coppoli „Apocalypse now” nie jest pozbawiony wad, ale zdecydowanie posiada kilka świetnych momentów. Jednym z nich jest intro przedstawiające pożar lasu wywołany napalmem. Obraz dopełnia „The End” Doorsów, a dokładniej początek tego utworu (i bardzo dobrze, bo później przyjemna nuta zmienia się w psychodeliczne jęki Morrisona).
  Czas Apokalipsy to przede wszystkim świetny występ Marlona Brando - właściwie chyba była to ostatnia jego dobra rola. Co prawda, Brando tak się roztył podczas ciągnących się w nieskończoność zdjęć, że sceny z jego udziałem trzeba było kręcić w półmroku. Jednak Brando wypadł jeszcze lepiej niż się spodziewano – scena, w której opowiada o horrorze wojny (http://www.youtube.com/watch?v=rDK9MDklzFo&feature=related) stała się abecadłem nauki aktorstwa.


2. Łowca Jeleni – pubowanie z Can't take my eyes off you (Frankie Valli)

  Bilard, browar, dobra muzyczka - wszystko to, za co kochamy puby. Cóż więcej mogę powiedzieć, uwielbiam tę scenę.



1. Amadeusz – tworzenie Requiem (Mozart)

  Jeden się stara, ciężko pracuję, co nie daję żadnego efektu, a drugiemu wszystko przychodzi z niezwykłą łatwością – niesprawiedliwe to życie. W kategoriach talentu i jego braku, w kategoriach tej wielkiej niesprawiedliwości Milos Forman przedstawia historię Amadeusza Mozarta. Pokazuję go jako genialnego muzyka, ale również jako człowieka nieodpowiedzialnego i dziecinnego. W opozycji do tej osobowości mamy również postać Salieriego - nadwornego kompozytora, postać niezwykle pracowitą i oddaną muzyce, nie mogącą jednak równać się z talentem Mozarta. Salieri nie może znieść nierównej rywalizacji z Mozartem, a najbardziej irytujący jest dla niego fakt, że tak genialne utwory wypływają z głowy takiego ignoranta jak Mozart. Zwieńczeniem ich nierównego pojedynku jest scena, w której Salieri pomaga „spisywać z głowy Mozarta” najdoskonalszy utwór jaki kiedykolwiek powstał (no może zaraz po Orionie Metallicy). Ta scena to też świetne dialogi - np: Salieri: Yes,yes, yes I understand.. and that's all? Mozart: No, no. Now the real fire


Tony Rocky H.

3 komentarze:

  1. nooo, warto było czekać na czołówkę

    5- "riki-tiki narkotiki" leżę :]
    4- chwała morricone!!!
    3- wstyd się przyznać że nie widziałam tego filmu a co najlepsze- the end to mój najulubieńszy utwór doorsów!!!! ta scena mnie powaliła
    2- can you not love christopher walken?

    1...

    ...

    ...

    OdpowiedzUsuń
  2. aha, jeszcze jedna scena, nie wiem czy widziałeś ten film i czy znasz oryginał tego utworu. ogólnie film jest świetny, ale w to wnikać nie będę bo nie znam się tak jak Ty. ale muzyka to osobny temat ;) ta scena mnie powaliła. a konkretniej ta interpretacja tego utworu the carpenters, który znam bardzo dobrze jeszcze z dzieciństwa.
    oto scena o której mowa
    http://www.youtube.com/watch?v=cz8-7JsFD_g

    a to oryginał, jeśli nie słyszałeś:
    http://www.youtube.com/watch?v=87XQKCXfFjQ

    OdpowiedzUsuń
  3. nie widziałem tego filmu, ale podobała mi się ta próbka:D trochę przeraziły mnie te robociki (w sumie to nie wiem jak je nazwać by nie wyjść na ignoranta:p), bo skojarzyly mi się z reumatycznymi pielegnierkami z silent hilla (gry of course), których boję od dzieciństwa.
    Miała w sobie cos magicznego ta scena, a ta zmiana koloru oczu na koniec - nice:D

    OdpowiedzUsuń