środa, 27 marca 2024

NIEODWRACALNE. UPDATE LISTY #2

 

   Nieodwracalne (2002, reż. Gaspar Noé) – tym razem na liście pojawia się staroć, którą widziałem już dużo wcześniej, ale wówczas zwyczajnie jej nie doceniłem. W moim pokoleniu, gdy Nieodwracalne pojawiało się na DVD, było o nim bardzo głośno, szczególnie podczas rozmów na szkolnych korytarzach. Miałem wrażenie, że cała szkolna ferajna go widziała. Motorem napędowej tej popularności były dwie ultra brutalne sceny, które nigdy nie pojawiłyby się w hollywoodzkich produkcjach. Trudno było mi go wtedy docenić, gdy oglądałem go jako nastolatek. Wydał mi się po prostu kolejną próbą taniego skoku na kasę metodą zszokowania publiczności, sygnowaną twarzą pięknej Monici Bellucci, będącej wtedy u szczytu swojej popularności. Szczerze powiedziawszy chyba brakowało pewnych narzędzi poznawczych, by właściwie ocenić ten film. Jak podróżnik, który przybywa na Grenlandię i wszędzie widzi te same spadające płatki śniegu, podczas gdy tubylcy rozróżniają ich dziesiątki rodzajów. Ja również musiałem zobaczyć setki filmów, by po latach wrócić do Nieodwracalne i docenić jego kunszt.

   Tak naprawdę niezależnie od wieku i doświadczenia trudno jest pokochać Nieodwracalne od pierwszego seansu. By dać sobie na to szansę, właściwie należało by zdystansować się emocjonalnie od historii, stać się na te półtorej godziny robotem. Główne zadania jakie wyznacza sobie ten film są w swojej istocie podobne do tych, jakie obrali sobie twórcy muzyki Dark Ambient. Ma on wprowadzać w stan niepokoju, lęku, przygnębienia, wywołać lekkie mdłości. Wszystko w nim wydaje się być chaotyczne, ciężkie, skrzeczące i przedstawione w nieprzyjemnych barwach. Ten chaos to tylko fasada. W istocie wszystkie jego elementy – praca kamery, efekty wizualne i dźwiękowe, detale przedstawianej historii są lepiej zaplanowane i zrealizowane niż w 95% filmach o podobnym i wyższym budżecie. Zorganizowany chaos do dopiero coś pięknego! Zapraszam Was na małą dekonstrukcję tego wybitnego dzieła. W tekście, jak zwykle powstrzymam się od znaczących spoilerów, z wyjątkiem ostatniej części – tej po seansie lub dla nie bojących się spoilerów, ale jeszcze będę przed nią ostrzegał.

   Lubię, gdy w filmach i książkach otwierająca scena nie jest bezpośrednio związana z późniejszymi wydarzeniami fabularnymi, ale dobrze wprowadza w nastrój opowieści. Nadaje pewien ton. W Nieodwracalne zaczynamy od napisów końcowych, by dziwacznym ruchem kamery (kręcącej się w powietrzu jak wskazówki zegara, już zapraszając do zawrotów głowy) przejechać się po brudnych paryskich kamienicach i podwórkach. Sugestia jest oczywista, że gdzieś tam czai się niewyobrażalne zło i wcale nie musimy długo czekać, by usłyszeć co też to zło ma do powiedzenia. Wlatujemy przez okno do jednego z mieszkań, przelatujemy się po suficie, by w końcu obrócić się o 180 stopni i zatrzymać na chwilę na siedzącym na łóżku mężczyźnie. Widzimy rozebranego do majtek otyłego, starszego człowieka z nieprzyjemną twarzą. Opowiada on w niejednoznacznej sytuacji, siedzącemu koło niego mężczyźnie o najpaskudniejszych przestępstwach seksualnych, których dopuszczał się w przeszłości. Zwierzający się aktor nazywa się Philippe Nahon i był odtwórcą głównej roli w pełnometrażowym debucie Gaspara Noé Sam przeciw wszystkim (1998). Mamy tu do czynienia z dalszymi losami tej samej postaci, wskazując na silny związek reżysera ze swoim debiutem (debity są na swój sposób wyjątkowe klik). Podczas ich rozmowy w tle ciągle słyszymy policyjne syreny. W końcu jego towarzysz o nie pyta. Rozebrany zwyrodnialec odpowiada, że to pewnie z gejowskiego klubu sado maso Rectum - tam ciągle są jakieś zadymy. Kamera, niczym owad wylatuje z mieszkania, by parę ujęć później znaleźć się w rzeczonym klubie. Spokojnie, to druga i ostatnia scena z początku filmu, nad którą chciałem się na chwilę pochylić. Znowu dwóch mężczyzn, tym razem odtwórcy głównych ról (Cassel i Dupontel) schodzą ciemnym korytarzem w głąb Rectum. Kamera nieprzerwanie szaleje – niby podąża za bohaterami, ale tak naprawdę cały czas przybliża się i oddala, przytula do ścian, sufitów by za chwilę wykonać obrót do kolejnego pomieszczenia. Widzimy wszystko jedynie w odcieniach czerni przeplatanej z czerwonymi światłami. Wyjątek stanowią nagie ludzkie ciała, od których roi się w niektórych miejscach. Ich wędrówka przypomina trochę odsłanianie kolejnych kręgów piekła Dantego. Mężczyźni desperacko szukają człowieka o pseudonimie le Tenia (czyli po polsku tasiemiec). W tej scenie rozkręca się unikatowa ścieżka dźwiękowa Nieodwracalne stworzona przez Thomasa Bangalte, współzałożyciela paryskiego duetu Daft Punk. Mamy tu do czynienia z drum’n’bassową muzyką lecącą w klubie połączoną z czymś naprawdę specjalnym. W utworze „Rectum” zostały zastosowane dźwięki o niskiej częstotliwości (poniżej 27 Hz) podobne do tych towarzyszących trzęsieniom ziemi. Ludzkie ucho ich nie słyszy, nie przetwarza ich jako dźwięków, ale mimo to są w stanie wywołać u nas lęk i mdłości. Niesłyszalny dźwięk wywołujący dreszcz. Podobno policja zwykła używać tego typu dźwięków do rozganiania protestów. Mamy więc gorączkowe poszukiwania, piekielną scenografię i dźwięki działające na podświadomość. Dodajmy do tego szaleńczą pracę kamery, która już od kilku minut próbuje zrobić z naszego błędnika Meksyk, a będziemy mieć pierwsze ofiary. Widzów, którzy nie będą chcieli dłużej uczestniczyć w tym filmowym eksperymencie i wyłączą film. Podczas projekcji na festiwalu w Cannes sporo osób wychodziło właśnie po pierwszych piętnastu minutach. Ktoś na gorąco zapytany o wrażenia odpowiada, że to największe „g.” jakie widział w życiu. Wcale ich za to nie winie. Jednak tych, którzy wytrwali te niepokojące, pierwsze sceny czeka w tym filmie jeszcze wiele nagród, i chyba jeszcze raz tyle trudnych przepraw. Trzeba lubić taki emocjonalny rollercoaster. Nieodwracalne z cała pewnością nie jest filmem rozrywkowym, przynajmniej w tym tradycyjnym sensie, w jakim filmy zapewniają nam rozrywkę. Jest jak skok z bungee czy kąpiel w lodowatym potoku. W trakcie tych czynności przyjemność również jest wątpliwa, ale jednak koniec końców ludzie robią to dla rozrywki.

   Nieodwracalne to z całą pewnością mój ulubiony film Gaspara Noé, argentyńskiego reżysera od dziecka mieszkającego w Paryżu. Noé jest wielkim fanem japońskiego kina i tę inspirację widać w jego działach. Niebywałe przywiązanie do estetyki kadru w pewnym sensie łączy jego twórczość z takimi legendami reżyserii jak Akira Kurosawa, Masaki Kobayashi czy Takashi Miike. Chociaż dla mnie zawsze największym autorytetem w tej dziedzinie pozostanie Stanley Kubrick (ciągle powtarzam, że praktycznie każdy kadr z Barrego Lyndona mógłbym mieć zawieszony w domu jako obraz). Co takiego dostrzeżemy, gdy już poradzimy sobie z tym jak Nieodwracalne właściwie przeprowadziło zamach na nasze emocje? Dbałość o detale. Każdy ruch kamery przemyślany, cała gama dźwięków ale też rola ciszy wykorzystana. Tak jak wspomniałem, w filmie zastosowano nawet muzykę, której ludzkie ucho nie słyszy. Jak często zdarza się, że w scenie pokazującej zwykłą kłótnię w taksówce trzeba było efektami CGI dorabiać samochodową szybę, bo dla reżysera tak ważne było, by kamera raz swobodnie oddaliła się i przybliżyła przez szybę? Albo stworzenie dziesiątek masek-odlewów ludzkiej twarzy w różnych etapach degradacji, by parosekundowa, słynna scena z gaśnicą wyglądała jak najbardziej realistycznie. Ma się wrażenie, że warsztat tego medium audio-wizualnego jakim jest film, zostaje u Noé wyciśnięty do ostatniej kropelki. Filmy tego reżysera, to z całą pewnością przewaga formy nad treścią. W jego późniejszych Enter the Void (2009) czy Climax (2018) ta przewaga formy idzie jeszcze dalej, a dla mnie robi się to już trochę mdłe. Może kiedyś zmienię zdanie, ale uważam że jego późniejsze filmy nie mają aż tak wysokiej jakości jak Nieodwracalne. Postrzegam siebie jako widza bardzo skupionego na historii w filmach, a ta zawarta w Nieodwracalne jest prosta jak drut i można by ją przedstawić na dwóch stronach maszynopisu. W ogóle większość słów wypowiadanych przez bohaterów jest tak naprawdę mało ważna i spokojnie można by je zastąpić innymi, podobnymi kwestiami. Ma się wrażenie, że pan Noé powiedział: zostawmy język, błyskotliwe dialogi i niewiarygodne zwroty akcji pisarzom, a my zajmijmy się tym, co w kinie jest unikatowe – czyli połączeniem dźwięku i obrazu. Niewiele filmów z podobnie luźnym podejściem do przestawianej historii znajduje się w gronie moich ulubionych dzieł. Dużo czasu zajęło mi zaakceptowanie i polubienie Nieodwracalne, ale teraz nie zamieniłbym go na prawie żaden inny film, nawet z najznakomitszymi dialogami. Nieodwracalne to zresztą nie jest film, to dzikie doświadczenie.

  Teraz chciałbym przejść do części zawierającej odwołania do samej fabuły i struktury filmu, także do dalszej lektury zapraszam tych, którzy widzieli już ten ponad dwudziestoletni film albo nie boją się spoilerów. Innych zapraszam do nadrobienia zaległości i powrotu po seansie.

   Rzecz, od której chciałem zacząć może brzmieć jak nie warta wspominania oczywistość: chronologia opowieści jest odwrócona. Pierwsza scena filmu jest ostatnią sceną historii, a ostatnia scena filmu jest w zasadzie jej początkiem. Bardzo nie chciałbym komuś, kto zupełnie nie słyszał o Nieodwracalne popsuć tę niewątpliwą frajdę odkrywania tego montażowego zabiegu. Sam, o ile dobrze pamiętam dość późno zorientowałem się w tym, chyba w okolicach jednej-trzeciej filmu. Wiem, że istnieje typ widza wychowany na kryminałach, który od początku każdego filmu próbuje zgadnąć jego zakończenie, negując połowę tego co mówią jego bohaterowie, szukając wszędzie drugiego dna i ukrytej intrygi. Ja, w obronie swojego dobrej samooceny, nie chcę mówić że jestem głupszy od tego wspomnianego typu widza, ale faktem jest że dość wolno wyłapuje tego typu rzeczy. Jeśli film mi się podoba, to lubię dać mu się prowadzić za rączkę i nie wybiegać myślami do przodu.

   Na początku wieku, w bliskim od siebie odstępie czasu wyszły dwa filmy z odwróconą chronologią. Potem twórcy jakby zapomnieli o tym zabiegu albo uznali pomysł za wypalony. Najpierw było Memento (2000) w reżyserii Nolana, a dopiero później Nieodwracalne (2002), które w moim przekonaniu udoskonaliło ten zabieg. Mam wrażenie, że w Memento zastosowano to jako atrakcje samą w sobie, a w Nieodwracalne miało to większy sens, zmieniając całkowicie wydźwięk historii, chociaż faktycznie to filmowi Nolana należy oddać tu pierwszeństwo. W każdym razie, Memento nie wywarło na mnie nawet w połowie tak dobrego wrażenia jak Nieodwracalne, chociaż już kolejne filmy Nolana – takie jak Interstellar (2014) czy Dunkierka (2017) już zdecydowanie tak.

   Nieodwracalne podzielone jest na dwanaście sceno-części, które pchają fabułę do przodu, czyli do tyłu. Klamrą spinającą całość jest dość otwarcie, prawie że nachalnie podane motto „Czas niszczy wszystko”. Na początku filmu padające z ust nagiego zwyrodnialca oraz na samym końcu przedstawione na czarnej planszy, z poprzedzającym ją atakiem stroboskopu, niespodziewanie pojawiającym się po finałowej scenie, gdzie główna bohaterka spędzała letni dzień czytając książkę na trawie. Kotwicą struktury filmu, a zarazem jego centralnym punktem jest długa scena gwałtu znajdująca się dokładnie po środku. Oddziela ona od siebie dwa zupełnie inne sposoby narracji. Jakbyśmy mieli do czynienia z dwoma różnymi światami, a przecież ciągle pracujemy na tych samych postaciach. Wszystko to, co wydarzyło się po gwałcie przedstawione jest w mrocznych, ciemnych barwach, jak te sceny w klubie Rectum z początku filmu, o których wspominałem. Gdy dochodzimy do momentu przed gwałtem, film nieoczekiwanie nabiera kolorów. Nagle zaczynamy widzieć słońce, naturę, przedmioty codziennego użytku, a nie tak jak w pierwszych sześciu scenach tylko bruk, noc, obdrapane ściany i dziwactwa kryjące się w zakamarkach Paryża. Kamera w drugiej części filmu uspokaja się i bardziej przypomina tradycyjny film. Już nie wywija kolejnych pętel po sufitach, nie oddala się chaotycznie od twarzy bohaterów imitując w ten sposób ich niespokojny oddech. Tak jak wcześniej pisałem o generalnie bardzo prostym scenariuszu, są w nim pewne smaczki, które należy docenić. Te dwa światy, oddzielone od siebie brutalnym gwałtem, przenikają się nawzajem. W symetrycznych częściach odnaleźć można te same motywy. Na przykład w pierwszej scenie i ostatniej, dwunastej scenie, dwójka głównych bohaterów leży, otoczona przez innych ludzi. Na początku filmu jest to Marcus (grany przez Casella), wywożony z klubu Rectum, po nieudanej próbie pomszczenia swojej partnerki Alex. W ostatniej scenie sama Alex leży na trawniku, otoczona bawiącymi się dziećmi. Z kolei na przykład w czwartej i dziewiątej mamy do czynienia z motywem podróży przez Paryż. W dziewiątej scenie jest to podróż metrem na pechową imprezę, po której doszło do gwałtu, natomiast w czwartej Marcus wraz z przyjacielem przemierzają ulice Paryża taksówką, próbując desperacko namierzyć odpowiedzialnego za gwałt Tasiemca. Są też różne pomniejsze znaki korespondowania ze sobą tych dwóch światów. Marcus w Rectum doznaje bardzo brzydkiego złamania ręki, a w późniejszej części filmu, czyli przed tymi wydarzeniami, żali się, że za długo leżał na tej ręce i mu cała zdrętwiała.

   Wszystko tu jest przedstawione jak na tafli krystalicznie czystej wody, gdzie znajdujący się nad nią rzeczywisty obraz odbija się w jeziorze. Tylko teraz pytanie, który świat jest prawdziwy, a który jest iluzją? Gdyby historia była przedstawiona linearnie, z pewnością wydarzenia mające miejsce już po gwałcie wydawałyby się tym szalonym, złym snem. Przez to, że zaczynamy od tego szaleństwa, przedstawiona później normalność wydaje się tak odległa, że aż nierealna. Może odrobinę nadinterpretuje, ale pokazane jest tu, że wystarczy przebywać przez określoną ilość czasu w chorym środowisku, znajdować się odrobinę za długo w wielkim stresie, by już nigdy nie wrócić do normalności. To tak z punktu widzenia głównego bohatera. Noé nawet nie dotyka tematu konsekwencji dla głównej bohaterki (i słusznie), bo nie jest to zagadnienie na kilka scen, a na co najmniej cały, osobny film.

   Jeszcze na koniec chciałem napisać parę słów o scenie, która zarówno na festiwalu w Cannes jak i na korytarzach wrocławskich szkół w 2003 roku wzbudzała najwięcej kontrowersji. Długiej, pozbawionej jakichkolwiek cieć scenie gwałtu. Rzecz jasna pod nią skrojony jest cały film. Tak jak przez pierwszą cześć filmu kamera nerwowo porusza się, lata, wykonuje salta, tutaj mamy zupełnie inny biegun. Mianowicie, kamera leży nieruchomo na podłodze całe dziewięć minut. Bardzo długie dziewięć minut. Przeciętny widz już po dwóch, trzech minutach prosi o cięcie, spodziewa się tego cięcia. W końcu do tego przyzwyczaiły nas inne filmy – sceny realistycznej przemocy kończą się zwykle szybko i nagle. Człowiek to w końcu tylko zlepek przyzwyczajeń. W końcu finał. Nareszcie zostawią tę biedną kobietę w spokoju – myśli sobie widz. Nic bardziej mylnego. Po gwałcie dopiero dochodzi do najgorszego – pobicia masakrującego Alex. Monica Bellucci świetnie poradziła sobie z tą przerażającą sceną. Pamiętam, że wiele osób dziwiło się z udziału popularnej hollywoodzkiej aktorki w tak autorskim i brutalnym filmie. Może nie zdawali sobie sprawy, że Bellucci wypłynęła na szerokie wody właśnie takimi filmami. Pamiętam dobrze ociekającego przemocą Dobermana (1997, reż. Jan Kounen), który był hitem w polskich wypożyczalniach VHS. Partnerujący Bellucci w tej scenie Jo Prestia też wypadł bardzo przekonywująco. Etatowy, trzecioplanowy bandzior z włoskich i francuskich produkcji zrobił w Nieodwracalne, to co miał zrobić z wyróżnieniem. Obrzydzał i mroził krew w żyłach samym swoim spojrzeniem. Miał nawet komputerowo dorobionego penisa, który na moment pojawia się pod koniec sceny. Tak, to prawda. Wydawało by się, że dorobiono go dla wygody aktorów, by zminimalizować konieczność kolejnych powtórek długiej sceny. Znając jednak dbałość o szczegóły Gaspara Noé nie mogę wykluczać, że był to intencjonalny zabieg. W końcu jego sztuczność rzucała się w oczy, ściągając na siebie całą uwagę odbiorcy przez tę krótką chwilę jego obecności na ekranie.


   Zdecydowanie polecam zobaczyć kiedyś Nieodwracalne po raz drugi. Sam chciałbym zobaczyć ten film w kinie, najlepiej z porządnym nagłośnieniem, ale wątpię czy kiedykolwiek będzie mi dane takie doświadczenie. Bardzo rozpisałem się o Nieodwracalne, także w tym wynurzeniu niestety nie ma już miejsca na kolejne filmy. Wracam niebawem, mając nadzieję, że tym razem czas nie zniszczy wszystkiego.

Tony Rocky H.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz